OPIS
Wojna nie kończy się nigdy.
To miało być spokojne mieszkanie w spokojnym mieście, dla niego i dla Niej. Jednak choć z wojny można powrócić, to ucieczka przed przeszłością może okazać się niemożliwa.
Były żołnierz próbuje sobie ułożyć życie na nowo. On, Ona i spokój. Jednak w kamienicy, do której się wprowadzili, wkrótce dochodzi do niepokojących zdarzeń, a niepozorni sąsiedzi odkrywają swoje drugie, tajemnicze oblicze. Nie wiedzą tylko, że ścigany drapieżnik zawsze ma przygotowaną drogę ucieczki.
Kamienica Dariusza Eckerta to męska proza o przyszłości, o którą warto walczyć, i przeszłości, z którą trzeba się rozliczyć. Co jednak, jeśli istnieją przeszłości, za które nie ma odkupienia?
Najkrwawsze wojny to te, które toczą się w ludzkich głowach.
Dariusz Eckert – znany krakowski poeta, murarz i chuligan. Absolwent renomowanej Przyzakładowej Szkoły Budowlanej. Autor urodził się w lipcu, dokładnie w drugiej połowie lipca 1964 w Krakowie. Zaangażowany w wiele różnych przedsięwzięć artystycznych w dziedzinach literatury, muzyki, teatru i fotografii. Drukowany między innymi w Szafie, Dozie, Obok, Pograniczach, Na Temat, Akancie, Arteriach, Red. Drukowany też w licznych zbiorach tematycznych. Wygrał parę konkursów różnej rangi i prestiżu. Wokalista i autor tekstów grupy Inkwizycja.
W 2008 r. wydał zbiór wierszy i krótkich opowiadań Mój anioł, w 2009 zbiór bajek Król Pafnucy. Wcześniej były samizdatowe wydawnictwa niskonakładowe.
Fragment:
Zaniepokojony ciszą wyglądnąłem na klatkę schodową. Oczy. Oczy jak dwie piłeczki, bezgłośnie skacząc po schodach, rozglądały się na wszystkie strony. Jedno spojrzało w moją. Odskoczyłem od drzwi. Odruchowo patrzę w okno. W czyste niebo wbita kropka sokoła. Schowałem się za muzyką...
Sprawdzam raz jeszcze. Po schodach z góry Pilakowa z talerzem zupy. Jest wyraźnie zaskoczona. Zakłopotana.
– A pani Władzi niese, jakby głodna była!… –
Wzruszyłem ramionami. Co mnie to obchodzi! A swoją drogą – dziwne! Pani Władzia stale coś gotuje i to tak, że zapach odurza i zaraz się człowiek głodny robi...
Jest niedziela. Pilakowa wystrojona i wypacykowana nie do poznania. Wygląda jak woskowa figura z panoptikum. Myli krok na widok wydrapanej gwiazdy Dawida...
(…)
Myślę sobie czasem, czy mieszkają gdzieś normalni ludzie… Normalni że aż nudni. Nie niosący garba, który im i otoczeniu żyć nie daje. Nie wcinający się słowem w plecy czy wścibskimi oczami w cudze grzechy. Nie potrzebujący uwiarygodniać się nawzajem przez obsmarowywanie gównem. Nie żyjący w gównianej wspólnocie, gdzie wszyscy jesteśmy winni… A z drugiej strony – czyż nie pasuję do nich doskonale?… Może nawet z czasem zwierzyłbym się na przykład Dyniowej ze swoich grzechów… Może by mnie przyjęli do wspólnoty? Może by mi się to spodobało? I czy te sekretne spojrzenia, które wymieniają między sobą na nasz widok, to tylko moje urojenia? Te tajemne gesty za naszymi plecami...